Ogółem kawy wiele nie piję, ale zawsze mnie zastanawiał fenomen popularności tego obrzydliwego napoju. Na palcach jednej ręki mógłbym zliczyć sytuacje, w których piłem faktycznie dobrą kawę.
Kawa ogółem ma ciekawą historię, odegrała ważną rolę w kulminacyjnych momentach. W kawiarniach amerykańscy patrioci prowadzeni przez masonerię przygotowywali bunt przeciwko brytyjskiej koronie. Sułtani Imperium Osmańskiego wielokrotnie zakazywali picia kawy, pod pretekstem jej właściwości pobudzających umysł i plotki. W kawiarenkach lwowskiej śmietanka polskiej kultury piła kawę ze śmietanką.
A ja, niedoszły Rumcajs, kawę znam głównie ze stacji benzynowych. Gdy z Urszulą spędzaliśmy urlop biwakując na południu Polski, w drodze na Jasną Górę zatrzymaliśmy się w Wild Bean Cafe przy sieci BP. Ula zamówiła wtedy coś, czego nie udało mi sie od tej pory zreplikować. Zwykła czarna kawa z mlekiem tak mi wtedy zasmakowała, że do dzisiaj ją wspominam. Ilekroć zamawiam kawę, proszę o odtworzenie tego smaku. Niestety, do tej pory bezowocnie.
Urok sieciówek polega przecież na tym, że niezależnie od tego, czy zatrzymujesz się na BP w Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie czy Rzeszowie, wszystko będzie takie samo. Ten sam wystrój, ten sam układ, ten sam polar na ekspedientce, ta sama kawa w kawomatce. Wszystko bezpiecznie odtwarzalne, wszystko identyczne. Dlaczego więc nigdy nie udało mi się napić tak dobrej kawy? Dlaczego jej smak był niepowtarzalny?
Wydaje mi się, że sam napój nie miał tutaj większego znaczenia, i to szerszy kontekst sytuacji sprawił, że pamiętam ją do dzisiaj. Był to nasz ostatni urlop tylko we dwoje. Jeździliśmy bez większego planu, każdego poranka decydując co chcemy dzisiaj zrobić, gdzie być, co widzieć. Spaliśmy na dziko, każdej nocy rozstawiając namiot w innym miejscu. Ta szczególna kawa była gorącym napojem po zimnej nocy spędzonej w mokrym lesie, po nocy podczas której odganiałem dzika od naszego namiotu, podkopywanego i podgryzanego w tym czasie przez myszy. Była to kawa wypita w na pół przytomnym stanie, na MOPie, w oczekiwaniu na zwolnienie kabiny prysznicowej. Była to kawa przed śniadaniem zjedzonym w parku pod Jasną Górą, gdzie resztkami słonecznika karmiliśmy gołębie. Dla nas była to unikatowa kawa.
JS